Glina lepsza od złota
Nie trzeba wcale udawać się w daleką podróż, ani do wielkiego miasta, by trafic na imprezę zrobioną z pomysłem i z pasją. W ciągu tygodnia po raz drugi dane mi było zobaczyć i przeżyć, to na co bezskutecznie czekam w naszym mieście od lat wielu.
…
Najpierw w Kłodzku stałem się świadkiem imprezy zorganizowanej z wielkim rozmachem pt. IV Dni Twierdzy Kłodzkiej. Byłem na drugich i impreza niesamowicie się rozwija, wspomnę tylko, że w tym roku na stoku bojowym pod Twierdzą starło się blisko ćwieć tysiąca żolnierzy z epoki napoleońskiej.
I tu pierwsze zaskoczenie, wśród bolesławian w korowodzie pomaszerowali przedstawiciele Lwówka Śląskiego (przy okazji promując Agatowe Lato), Węglińca (Święto Grzybów) i jeszcze paru mniejszych miejscowości. Dzyń, dzyń – odezwało się w mojej głowie.
Później przemaszerowały zakłady pracy i było widać, że niektóre rywalizują ze sobą – pod względem dekoracji, pomysłu. Przejechały platformy z barwnie ubranymi dziećmi (a przecież to wakacje), motocykliści, ze dwa stare samochody… i gdy już wydawało się, że to koniec pochodowych atrakcji – pojawiły się Glinoludy!
Ile radości życia, chęci uczestniczenia w święcie swojego miasta oraz odwagi trzeba mieć, by ozdobić się od stóp do głów gliną? Wymyślić atrakcyjny rekwizyt, ubiór i przede wszystkim wytrzymać z tą pylącą wartwą na skórze i w dodatku się uśmiechać, cieszyć pozować fotoreporterom i tym poważnym i tym mniej poważnym takim jak ja?
Ale Glinoludy to nie jedyna atrakcja Święta Ceramiki. Pomijając otoczkę handlową – czyli mnóstwo straganów z ceramiką wszelkiego rodzaju, lecz nie tylko oraz tradycyjnym, bardzo bogatym targiem staroci – były i występy zespołów mniej lub bardzije znanych, zabawy dla dzieci, pokazy rzemiosł ceramicznych i coś co mnie osobiście bardzo się spodobało – historyczna inscenizacja z okresu wojny XXX-letniej.
Mając w pamięci świeże przeżycia związane z wielka batalią w Kłodzku, gdy ujrzałem piętnastu żołnierzy piechoty na modłę niemiecką – nata bene Czechów, pomyślałem sobie, a czymże oni mnie są w stanie zadziwić?
A jednak. Grunt to pomysł i dobry scenariusz. Piętnastu żołnierzy przedstawiło dosyć dosadnie jak odbywąły sie w XVII wieku wielkie bitwy.
Oczami wyobraźni już widziałem jak na najbliższych Dniach Złotoryi taki nieliczne grupki odgrywają scenki historyczne z najazdu Tatarów, najazdu husytów, szkoły Trozendorfa, wojny XXX-letniej, bitwy pod Wilczą Górą.
I tu muszę przyznać się ze wstydem, że uczuciam, które mnie targnęło była zazdrość. Dlaczego w Bolesławcu można, a w Złotoryi nie? W czym glina lepsza jest od złota? Bolesławiec to nie ta sama kategoria wagowa co nasze miasto? Zgoda. To dlaczego we Lwówku Śląskim można a w Złotoryi nie? Dlaczego sztandarowa złotoryjska impreza stacza się po równi pochyłej, a gdzie indziej z roku na rok wygląda to coraz lepiej? Pieniądze? To nie sprawa pieniędzy, bo podejrzewam, że Agatowe Lato na pewno nie kosztuje miasta Lwówek więcej niż pseudo święto piwa w Złotoryi.
Za półtora roku będzie jedna na sto lat okazja, żeby skupić mieszkańców naszego maista wokół wielkiej imprezy pod nazwą 800-lecie nadania praw miejskich. Boję się jednak, że impreza będzie się miała nijak do pięknej staówki, odrestaurowanych murów, ulic i zaułków. Boję się, że trudno nam będzie przebić sąsiadów z ich corocznymi imprezami. Mam cichą nadzieję, że płonne sa moje obawy, ale czasu jest bardzo mało.
Robert Pawłowski
A tu możecie zobaczyć, jak bawią się Glinoludy w Bolesławcu.