…oczami pani Ireny

Urodziłam się w 1949 roku. W tym domu mieszkam od urodzenia. Nasz sąsiad Adolf Wojtyło  przyjechał z rodziną w 1945 r. zza Buga, razem z frontem. Moi rodzice przyjechali do Wojciechowa wiosną 1947 r. z Rzeszowskiego, z Woli Zarczyckiej. Z  nimi przyjechali  też sąsiedzi z tej samej miejscowości,  którzy zamieszkali w pałacu naprzeciwko: Sebastian i Franciszek Perlak z rodziną oraz Piotr Sroka.

Mieszkali tam do 1962 r. Ojcu też proponowali, żeby zamieszkał w pałacu, ale się nie zgodził. Pałac był po wojnie w złym stanie: meble i wyposażenie spalili stacjonujący w nim początkowo Rosjanie. Zrobili sobie z mebli ogromne ognisko w parku. Sąsiadka opowiadała,że to były piękne,  dębowe meble z lustrami. Nie było okien. Musieli przywieźć sobie jakieś z Chojnowa. Rosjanie mieszkali  też w naszym domu i w drugim pałacu na końcu wsi. Tamten podpaliła Rosjanka w trakcie przeprowadzania stada bydła z Niemiec. Sąsiedzi wyprowadzali się po kolei z pałacu, kupowali sobie gospodarki, a pałac powoli niszczał. Nie chciano go sprzedać osobie prywatnej. Pamiętam, że w pałacu była kanalizacja, z tyłu był zbiornik podłączony do kuchni i łazienki.  Kuchnia miała ogromne, weneckie okno. Na górze było około ośmiu dużych pokoi z białymi, rzeźbionymi sufitami. Na ścianach były papierowe tapety. Jak je zrywaliśmy, to znajdowalismy pod nimi stare, niemieckie gazety. U nas w Rzeszowskiem to wtedy jeszcze gazet nie było.  W każdym pokoju był inny piec kaflowy z kolorowych kafli: białych, bordowych, zielonych. Na podłodze był wywoskowany parkiet, po którym, jako dzieci ślizgalismy się. Z przodu jest studnia, obecnie zasypana.

Są jeszcze zachowane dwie kolumny, resztki herbów* nad wejściem, wieżyczka z chorągiewką z inicjałami W.F. i datą 1894. Na ścianie jest resztka napisu po rosyjsku. Na wieży był jeszcze zegar, ale ktoś go ściągnął. Na dole była duża sala do tańca i po prawej stronie od drogi dwa biura.  Kiedyś byłam na weselu zorganizowanym w tej sali. Na górę prowadziły piękne schody. W piwnicach była pralnia z dużym baniakiem na piecu i lodówka (lodownia). Obok kuchni znajdowała się jadalnia z wyjściem na  piękny drewniany taras,  ze schodami do parku.

W parku był strumień z wysepką, na niej pośrodku stały stolik i krzesła. Po lewej stronie był sad, w którym rosły  drzewa owocowe z pysznymi  jabłkami i gruszkami. Od parku oddzielał go murek. Jakiś architekt im to pięknie zaprojektował. Park był i jest piękny. Wejście do niego oddzielały  słupki z piaskowca z łańcuchami. Były wytyczone alejki, obsadzone po obu stronach bukszpanem, ścieżki przed pałacem były wysypane kamykami. Wiele z nich jest nadal widocznych. Po bokach rosły krokusy i inne kwiaty. Dookoła parku biegnie usypany wał. Tak sobie elegancko chodzili. Nadal można po nim spacerować. Roztaczał się  z niego widok na całą wieś.

Są pozostałości strzelnicy. Rośnie do tej pory wiele starych drzew, najwięcej dębów i lip. Po drugiej stronie drogi był staw z rybami, teraz zarośnięty. Obok był warzywniak. Przed nim na rogu była remiza strażacka, stoi  do dziś. Po wojnie przyjeżdżali córka i syn ostatniego właściciela pałacu**. Syn był 15 lat temu, miał wtedy 82 lata. Był z tłumaczem, pokazywał, gdzie była druga studnia – głębinowa, gdzie biegał jako dziecko po murze. Chodził z nami i płakał. Miał jeszcze brata, ale zginął na froncie. Kiedyś przyjechał także wnuk jego siostry z kibicami,  w drodze na Ukrainę na mistrzostwa piłki nożnej. Pokazywał nam zdjęcia i mapy. Jego dziadek prowadził duże gospodarstwo.  Miał konie, krowy, owce, wielki spichlerz, młyn i piekarnię.

We wsi była też cegielnia. W pałacu po wojnie nie było PGR-u, to wszystko było prywatne, spichlerz i inne zabudowania też. Gdy właściciele opuścili pałac, przeszło to na Skarb Państwa. Potem przejęła to jakaś fundacja***, ale oni się w ogóle pałacem nie interesują, nawet nie przyjeżdżają. Nie zabezpieczyli dachu. Teraz tylko dachówki na dół spadają…

*Herby rodziny von Haugwitz i Rogalla

** prawdopodobnie mowa o Wilhelmie Fähndrichu, który zarządzał górnym Wojciechowem od 1917 r.

*** FUNDACJA OCHRONY ZABYTKÓW ARCHITEKTURY I SZTUKI  z Wrocławia

Miałam okazję pospacerować z panią Ireną po zabytkowym parku w pogodny, jesienny dzień. Dzięki jej opowieściom można sobie wyobrazić, jak wyglądał park i otoczenie pałacu przed i po wojnie.  Mam nadzieję, że ktoś wykorzysta właściwie ogromny potencjał tego terenu i stworzy miejsce do wypoczynku dla mieszkańców i turystów, zachowując dziedzictwo kulturowe i przyrodnicze. Gmina Zagrodno jest kojarzona głównie z Grodźcem, a ma na swoim terenie także inne, warte ocalenia zabytki.

                                                                                                               Wioleta Michalczyk