Lubię, gdy tętni życie
Jest środek listopadowego tygodnia, gdy podjeżdżam na parking pałacu w Krotoszycach. Nie spodziewam się, że będę miała problem z zaparkowaniem samochodu. A tu niespodzianka – wszystkie miejsca zajęte przez auta przedstawicieli jednego z ubezpieczycieli. Nie wiem, czy wybrałam najlepszy dzień na rozmowę z właścicielkami hotelu i restauracji, ale nie daję za wygraną i liczę, że znajdą dla mnie chwilę.
Matka i córka – Bogusława Chamska i Ewa Spychała nie robią żadnego problemu, by przy kawie opowiedzieć o tym, jak rodził się pomysł na biznes i co z tego zamierzenia dziś okazało się sukcesem.
Bogusława wspomina, że mąż kupując pałac, zrobił jej niespodziankę. Po prostu pewnego dnia zawiózł ją do Krotoszyc, wioski, w której nigdy nie była i pokazał jej zabytkową budowlę, mówiąc, że to teraz należy do nich i urządzą tu hotel i restaurację. Na początku mieli tylko budynek pałacowy, potem dokupili zabudowania gospodarcze (w jeszcze gorszym stanie niż pałac). Wszystko wołało o remont. Stan pałacu był zły, szczególnie zniszczony był dach, który przeciekał i woda zalewała stropy. To był ostatni moment, by uratować budynek, oczywiście pod czujnym okiem konserwatora zabytków. W zapuszczonych budynkach folwarcznych, które kiedyś służyły za magazyny, nie było nawet posadzek – wspomina Ewa Spychała.
Bogusława przyznaje, że na początku była przerażona niespodzianką. Nie tyle remontami, bo tym miał zająć się mąż, który ma firmę budowlaną, ale samym przedsięwzięciem stworzenia hotelu i restauracji, ponieważ nigdy nie miała kontaktu z gastronomią, nazwijmy to, od kuchni. Dlatego wraz z córką rozpoczęły od szkoleń dla branży hotelarsko-gastronomicznej. Ewa podjęła kolejne studia, tym razem było to zarządzanie turystyką i hotelarstwem. Jak sama mówi: świetnie udało jej się łączyć teorię z praktyką.
Teoria teorią, ale najważniejsza było działanie. Rozpoczęły od najważniejszego kroku – zatrudnienia znakomitego szefa kuchni, który pełnił tez funkcję też menadżera. Dużo się od niego nauczyłam – przyznaje Bogusława.
Niezawodny personel to duża szansa na sukces. Od początku Pałac Krotoszyce był pracodawcą dla około 20 osób. Tyle osób obsługiwało restaurację, 16 pokoi, park.
W czerwcu 2010 roku w nowiutkiej restauracji odbywa się pierwsze wesele. Tak rozpoczyna się nowa era Pałacu Krotoszyce. Rok później powstaje basen i mniejsza sala konferencyjna nad strefą spa.
Po pięciu latach od uruchomienia obiektu powstał kolejny budynek dla gości. Skorzystaliśmy z funduszy unijnych i udało nam się poszerzyć bazę noclegową – mówi Bogusława Chamska. Wtedy też powstała sala konferencyjna, która nazywamy Platanową, oczywiście od platanu, który rośnie w naszym parku – dodaje Ewa Spychała. Dzięki tej sali mogliśmy przyjmować naprawdę duże grupy gości.
Dziś rozrastający się hotel i popularna wśród gości restauracja to duże wyzwanie dla właścicieli, którzy muszą poddać się dyktatowi rynku, na którym zauważalny jest deficyt pracowników. Właścicielki przyznają, że dzięki uczniom i studentom, których zatrudniają na umowy zlecenia, udaje im się zapewnić wysoki poziom usług podczas imprez okolicznościowych. Bardzo też sobie cenią kucharzy wyszkolonych przez pierwszego szefa kuchni.
Dzięki lojalnej załodze Pałac Krotoszyce przetrwał najgorszy okres, czyli pandemiczny lockdown. Ratując się przed kryzysem, restauracja oferowała dania na wynos, na dowóz, gotowe obiady w słoikach.
Ewa Spychała przyznaje, że też dużo pomogła jej siostra Emilia, która jako dyrektor finansowy Pałacu zadbała o pozyskanie funduszy z tarcz antykryzysowych. Niewątpliwą zaletą rodzinnych biznesów jest to, że wszyscy czują się jednakowo odpowiedzialni za trwałość przedsiębiorstwa. Firma transportowo-budowlana, która też należy do rodziny, bywa czasami zapleczem finansowym. Bez tej drugiej działalności nie udałoby się tak szybko wyremontować budynków, rozbudować kompleksu hotelowego, a czasem też dołożyć do jego funkcjonowania w trudniejszych momentach. Choć tych ostatnich na szczęście nie ma wiele, bo właścicielki raczej nie mogą narzekać na brak gości. Cały rok coś się dzieje. Są oczywiście okresy, kiedy jest mniej pracy w hotelu. To pierwsza połowa stycznia i kwiecień. Wtedy same pozwalają sobie na urlop. Ale nawet na urlopie, bywając w innych hotelach i restauracjach, podpatrują intersujące rozwiązania, by wykorzystać je u siebie. To inspirowanie się innymi lokalami praktykują również, odwiedzając ze swoimi kucharzami dobre restauracje, na przykład we Wrocławiu. Wszystko po to, aby w Krotoszycach gość czuł się dopieszczony.
Jacy goście najczęściej wybierają Pałac Krotoszyce? Często są to goście biznesowi, którzy przybywają na krótkie pobyty. Sprzyja temu położenie Krotoszyc w pobliżu A4 i S3. Tacy goście dominują w dni powszednie. Popularnością cieszą się też pobyty weekendowe, pobyty romantyczne dla par, coraz więcej pojawia się też turystów, dla których Krotoszyce są bazą wypadową do innych interesujących miejsc, a tych na Pogórzu Kaczawskim nie brakuje. Dla gości hotelowych i nie tylko obiekt oferuje poza basenem łaźnię suchą, łaźnię parową, gabinet masażu (należy wcześniej rezerwować masaż).
Pałac Krotoszyce jest atrakcyjnym miejscem dla tych, którzy chcą tu zorganizować wesela, imprezy rodzinne lub branżowe. Dzięki temu, że pięć lat temu Salę Balową uzupełniła Sala Platanowa w ciągu weekendu na raz mogą odbywać się nawet dwa wesela. W tym samym czasie funkcjonuje również restauracja dla gości hotelowych i tych, którzy przyjeżdżają na chwilę na obiad lub deser.
Organizacja wesela to dość duże wyzwanie dla nas i personelu, ale bardzo przyjemne – przyznaje Bogusława Chamska. Ale też stresujące – dodaje Ewa. Najbardziej mnie stresuje, czy spełnimy oczekiwania osób zamawiających u nas imprezę. Czy będą zadowoleni.
Obie właścicielki przyznają, że duże imprezy to pełna mobilizacja. Młode pary teraz chcą, żeby impreza była dopięta na ostatni guzik według harmonogramu, bez marginesu na spontaniczność. Wtedy wszystko jest określone, każdy szczegół, a to według Ewy bardzo im pomaga, bo jasno określa ich zadania. Jest plan i według planu postępujemy. Lubię to – przyznaje Ewa. Wszyscy wiedza, co mają robić i wtedy stres jest mniejszy. Gorzej jest, kiedy goście nie do końca potrafią określić, czego chcą.
Co jest największym atutem Pałacu Krotoszyce? Czym przyciąga gości? Ewa twierdzi, że kuchnia. Nawet najpiękniejsza sala czy ładnie utrzymany park nie przyciągną gości, jeśli nie będzie dobrego jedzenia i kompetentnej obsługi. A to są nasze walory, dzięki którym ludzie nas wybierają. Od samego początku kuchnia pałacowa wydaje wciąż cieszące się niesłabnąca popularnością polędwiczki zawijane w boczku z sosem grzybowym i plackami ziemniaczanymi. Są takie dania, których nie możemy usunąć z karty, bo goście na to nie pozwalają – śmieje się Ewa. Poza polędwiczkami jest to krem z pomidorów i czekoladowy fondant. Żeby ten fondant był taki, jak trzeba, robiliśmy wiele prób, ale teraz doszliśmy do perfekcji – dodaje Bogusława.
A o popularności Pałacu świadczy fakt, że rezerwacje na imprezy rodzinne, na przykład komunie właścicielki przyjmują już na 2026 rok.
Nad takim biznesem jak hotel i restauracja trzeba czuwać w każdy dzień tygodnia. Bogusława i Ewa są w Krotoszycach prawie codziennie. Nawet jak ich tu nie ma, to trzymają rękę na pulsie zdalnie. Wszystkie ważne decyzje podejmują wspólnie i jak twierdzą – nie ma między nimi zgrzytów.
Jak dziś Bogusława ocenia niespodziankę, jaką był zakup pałacu w Krotoszycach przez jej męża? Nie żałuje tej inwestycji. Hotel i restauracja dają jej ogromną satysfakcję. Teraz chciałaby, aby to Ewa przejęła stery w biznesie, ale córka nie wyobraża sobie, by sama miała zarządzać Pałacem, a i sama Bogusława przyznaje, że nie wie, co mogłaby robić bez pracy.
Czy branża hotelarsko-gastronomiczna to dobry pomysł na życie? Obie właścicielki zgodnie mówią, że na pewno jest to ciekawa praca. Kontakt z ludźmi – mówi Bogusława – to jeden z atutów tej pracy. Ciągle spotykamy nowych ludzi. Mimo że prowadzimy biznes tyle lat, to zawsze ktoś nas potrafi czymś zaskoczyć – dodaje Ewa. To daje adrenalinę, a ja ją lubię. Lubię też wyzwania. Lubię, jak obiekt tętni życiem. Uwielbiam ten widok, kiedy wchodzę do restauracji i jest dużo gości – mówi Ewa.
Sam pałac, zakupiony jako pierwszy, dziś, wbrew pierwotnym zamiarom nie jest budynkiem hotelowym. Na razie. Jest plan, by w najbliższym czasie, kiedy tylko skończą się ostatnie prace, również tam urządzić pokoje. Firma się rozwija i trzeba dać jej przestrzeń.
Pytam, czy nie mają pokusy same zamieszkać w pałacu, ale obie zgodnie twierdza, że nie. Po pierwsze nie czują się jak panie na włościach, a po drugie trzeba umieć oddzielić pracę od życia prywatnego.
Kiedy kończymy rozmowę, w sali restauracyjnej pojawia się spora grupa gości. Zaczyna się przerwa obiadowa dla szkolących się tu dziś ubezpieczycieli. Gwar wypełnia salę. I to jest właśnie to, co nam się w tej pracy najbardziej podoba – puentuje rozmowę Bogusława.
Iwona Pawłowska