Rzeź drzew
Gdy sadziłem modrzewie w ogrodzie i powstałem z kolan, żeby rozprostować krzyż, spojrzałem w górę, gdzie kołysał się dostojnie krewniak drzewa, które właśnie umieściłem w ziemi. 30 lat potrzebował, żeby urosnąć do rozmiarów Baszty Kowalskiej. Czas szybko leci i zanim człowiek się obejrzy…
Małe drzewo, mały kłopot, duże drzewo… może sprawić kłopot. Zwłaszcza, gdy zabraknie wyobraźni przy doborze miejsca lub gatunku. Wtedy „nagle”, po kilkudziesięciu latach okazuje się, że konary drapią ścianę, liście zapychają rynny, korzenie wybrzuszają chodnik, albo wgryzają się w kanalizację, a w ogóle w domu jakby ciemniej się zrobiło.
Mam bardzo emocjonalny stosunek do drzew, zwłaszcza tych, które sam sadziłem lub sadził mój ojciec. Rozumiem zatem tych wszystkich, którzy użalają się nad wycinaniem drzew w mieście. Drzewa są piękne. Drzewa są pożyteczne. Drzewa pozwalają nam odetchnąć pełną piersią.
Jak zmienił się krajobraz Złotoryi?
Przeglądając stare widokówki i zdjęcia Złotoryi, zwłaszcza te przedwojenne, widzę na nich wiele drzew, często w miejscach, w których dzisiaj ich już nie ma. I na odwrót, puste onegdaj przestrzenie, dzisiaj są pełne drzew i krzewów. Jest jednak jedna charakterystyczna rzecz.
W ścisłej zabudowie drzewa były znacznie mniejsze niż otaczające je budynki. Wiele z nich starannie uformowano. Widać, że miejscy ogrodnicy kształtowali je wprawną ręką, aby nadać ładną formę, ale przede wszystkim, aby nie przesłaniały, a może również nie zagrażały stojącym przy nich budynkom. Widać w tym plan, przemyślaną koncepcję – od doboru gatunku, miejsca posadzenia, po prowadzenie rośliny przez lata.
Po 1945 r. jeszcze przez kilka lat w Złotoryi pracowali niemieccy ogrodnicy. Ci, którzy pamiętają z powojennych lat Górkę Mieszczańską i złotoryjskie aleje, podkreślają, że były one doskonale utrzymane, pełne różnorodnej roślinności. Prawdopodobnie stale następowała wymiana pokoleniowa, ale również aranżacja szaty roślinnej. Znakomicie widać to na przykładzie widokówek z pierwszej połowy dwudziestego wieku. Te sam place, te same ulice często w ciągu zaledwie kilku lat zmieniały diametralnie wygląd.
Los starych drzew
Złotoryja ma przeszło 800 lat. Najstarsze drzewo w mieście liczy prawdopodobnie około 230 – 250 lat. Jest to dąb szypułkowy przy Ośrodku Szkolno-Wychowawczym. Dęby generalnie żyją od 200 do 400 lat, choć zdarzają się egzemplarze milenijne. Większą przeciętną żywotnością wykazują się lipy, czy modrzewie. Inne wiekowe okazy nie przekroczyły jeszcze 200 lat. Gdzie więc podziały się te wszystkie, wspaniałe stare drzewa? Odpowiedź jest i prosta, i brutalna: dla drzew w obrębie murów obronnych miasta po prostu nie było miejsca. Teren ten był zbyt drogi, aby utrzymywać taki luksus. A drewno było cennym materiałem budowlanym, a także służyło jako opał. Patrząc na ówczesną Złotoryję z lotu ptaka, widzimy nagie od drzew przestrzenie wokół miasta.
Widokówka przedstawiająca Złotoryję w roku 1711 od strony pl. Władysława Reymonta.
Dlatego na rycinach przedstawiających Złotoryję w czasach dawnych, generalnie mało jest zieleni. Na widokówkach z przełomu XIX i XX wieku centrum Złotoryi to kamienna pustynia z niewielką liczbą pojedynczych, z reguły niewysokich drzewek.
Drzewa na starych widokówkach
Na zdjęciach lotniczych z lat 30. XX wieku wyraźnie widać, że w centrum miasta, w ścisłej zabudowie nie dopuszczano do zbyt dużego wzrostu drzew. Co innego na przykład przy alei zwanej przed wojną Promenadą, czyli dzisiejszą al. Miłą.
Potężne drzewo stało też prawdopodobnie na dzisiejszym placu Lotników Polskich ocieniając pomnik cesarza Wilhelma.
Lipy przy fontannie Delfinów – prawdopodobnie lata 20. XX w.
Sławna lipa, która dekadę temu spłonęła przy fontannie Delfinów, sięgała wówczas zaledwie wysokości drugiego piętra starego ratusza.
Dolny Rynek, drzewa przy obecnej fontannie Górników – widokówka wysłana w 1913 r.
A okalające fontannę na dolnym rynku lipy na początku wieku były zaledwie kilkunastoletnimi wyrostkami.
Trudne wybory przy rewitalizacji obszarów miejskich
Dzisiaj w naszym Mieście toczy się dyskusja na temat wycinania drzew. Wiele osób wręcz krytykuje, że przy budowie dróg i chodników, zagospodarowaniu podwórek i innych inwestycji ścielą się one pokotem. Zbieramy cięgi, gdy przedstawiamy kolejny projekt zagospodarowania terenu, gdzie znowu trzeba usunąć coś zielonego. Jednym słowem rysuje się wręcz obraz katastrofy ekologicznej.
Rewitalizowane podwórko przy ul. Słonecznej. O wycięcie części drzew postulowali mieszkańcy. Podczas prac okazało się, że kolejne drzewa są chore lub częściowo uschnięte.
Faktem bezsprzecznym jest, że w ostatnich latach w związku z różnymi inwestycjami na terenie Złotoryi wiele drzew zostało wyciętych. Ich duża liczba wynika wprost z niespotykanej dotąd skali inwestycji, które prowadzimy, ale też potrzeb zgłaszanych przez mieszkańców. Projektanci kilkadziesiąt lat temu nie przewidzieli, w jakim kierunku podążać będzie urbanizacja. Kto w latach 50, 60, 70, 80 mógł przypuszczać, że kiedyś każdego będzie stać na samochód?
Natomiast należy wyraźnie zaznaczyć, że tam, gdzie tylko jest to możliwe, staramy się, albo zachować drzewa, albo tak zmodyfikować projekt, żeby nie wchodzić z nimi w kolizję. Takim dobrym przykładem jest rozwidlenie ścieżki pieszo-rowerowej przy ul. Hożej, która omija w ten sposób dorodne brzozę i świerka. Przesunęliśmy również pierwotnie zaprojektowane przejście o kilkadziesiąt metrów, aby uratować parę dorodnych sosen. Innym przykładem jest budowa ronda na placu Władysława Reymonta, gdy udało nam się uratować kilka klonów kulistych, przesadzając je z powodzeniem nad Zielone Oczko. Każdorazowo w miejsce wyciętych pojawiają się nowe nasadzenia i to w znacznie większej liczbie. Mało tego, w wielu miejscach, gdzie do tej pory drzew nie było, sadzimy je.
W poszukiwaniu harmonii między urbanizacją a naturą
I druga bardzo ważna kwestia, którą warto poruszyć w związku z rewitalizacją podwórek. Często wiele lat wcześniej mieszkańcy własnoręcznie sadzili drzewa w różnych miejscach, nie przewidując, jak będą wyglądać, gdy w pełni wyrosną: jak będzie kształtować się ich system korzeniowy, jak rozrośnie się korona. Ktoś przyniósł topolę, ktoś kilka sadzonek wierzby, a ktoś jeszcze inny zasadził lipę pod oknami, żeby w lipcu upajać się zapachem.
Dla wielu drzew zabudowa śródmiejska nie jest dobrym środowiskiem do życia: ograniczona biosfera, zanieczyszczone powietrza i gleba, systemowe zacienienie, nadmiar lub niedobór wody, osłona od wiatru, to wszystko wpływa na to, że niektóre z tych drzew po prostu chorują lub są znacznie słabsze od swoich rówieśników rozwijających się w naturalnym środowisku. Dlatego tak ważny jest właściwy dobór sadzonek. Przewidywanie, jakie fazy rozwoju przejdzie dana roślina. Czy w przyszłości nie będzie nam przeszkadzać, szkodzić, lub zagrażać.
Złotoryja od wielu lat jest zielonym miastem, osadzonym w zielonym (wiosną również – żółtym) krajobrazie. Drzew nigdy nie jest za dużo. Pamiętajmy jednak, żeby działać mądrze i planowo. Dzisiaj prowadząc nasadzenia staramy się przywrócić harmonię pomiędzy urbanizacją i naturą. Prowadzimy gospodarkę zielenią bazującą na dotychczasowych doświadczeniach. Nie uciekamy także przed eksperymentowaniem co do doboru roślin, czy budowania nawierzchni przepuszczalnych.
P.S.
Swoją drogą, pisząc ten tekst chciałem użyć synonimów słowa „drzewo”, żeby nie stosować powtórzeń. Większość słów w języku polskim ma takie zamienniki, bliżej lub dalej oddające ten sam sens. A drzewo – nie. Może wynika to z tego, że drzewo jest czymś zupełnie wyjątkowym?
Robert Pawłowski