Pocztowe tradycje

W numerze „Echa Złotoryi” z 7-8/2013 ukazał się artykuł o poczcie w Pielgrzymce, w którym pojawia się nazwisko listonosza Zygmunta Piasecznego. Okazało się, że zapoczątkował on tradycję związków jego rodziny z instytucją poczty, nie tylko w Pielgrzymce. Dowiedziałam się o tym od jego córki Jadwigi Herbut: „Moi rodzice – Irena i Zygmunt Piaseczni przyjechali 29 lutego 1946 r. do Pielgrzymki (wtedy Pielgrzymowice). Były tu na robotach podczas wojny siostry mamy – Krystyna Chrabąszcz i Janina.

Dostaliśmy swój dom i inwentarz. Tato pochodził z Puław, a mama z Karczmisk. Był od niej 7 lat starszy. Pracował przed wojną w Ogrodzie Miejskim w Puławach. Dziadkowie ze strony mamy to Marianna i Adam Kuś. Prowadzili gospodarstwo. Dziadkowie Piaseczni to Marcelina (Marcjanna) i Stanisław. Dziadek lubił łowić ryby. Moje rodzeństwo to Andrzej i Danuta (po mężu Kawczak). Ja urodziłam się w Pielgrzymce. Mam teraz 77 lat. Po przyjeździe do Pielgrzymki tato pracowal ponad rok (od czerwca 1948 r. do sierpnia 1949 r.) jako listonosz na poczcie w Pielgrzymce, potem w Gminnej Spółdzielni i Urzędzie Miejskim w Złotoryi. Wyprowadziliśmy się najpierw do Nowej Wsi Grodziskiej, gdzie ojciec pracował na poczcie i przyuczal mamę do pracy pocztowej. W budynku na dole była poczta, dwie kuchnie i jeden pokój, a na górze był urząd gminy, biblioteka oraz pokój mój i i siostry. Pamiętam głośnik – kołchoźnik, który włączano o 5 rano i budził wieś pianiem koguta.

Mama została początkowo – na około 3 lata w Nowej Wsi, a tato od 1954 r. prowadził pocztę w Zagrodnie, podlegającą pod Wojewódzki Urząd Poczty w Legnicy. Pierwszym naczelnikiem tej poczty był Czesław Czapla z Olszanicy, potem krótko ktoś ze Złotoryi. Dostaliśmy tam mieszkanie na 1 piętrze w budynku poczty. Pamiętam piękny żyrandol kryształowy w pokoju. Miałam wtedy 11 lat. Mama dojeżdżała rowerem do Nowej Wsi. Uczyła pracy pocztowej swoją następczynię – Weronikę Pisarską. Potem ojciec dostał pracę w Złotoryi, a mama została w Zagrodnie i do emerytury była naczelnikiem poczty. Tato jej pomagał w pracy, także po przejściu na emeryturę w 1981 r. Oboje robili zaocznie – w soboty szkołę pocztową we Wrocławiu: najpierw ojciec, potem mama. My pomagaliśmy im w rozdzielaniu prenumeraty.

Cała nasza trójka leżała na podłodze i dzielila wg alfabetu czasopisma i gazety. Ojciec chciał, aby siostra przejęła pocztę, wysłał ją nawet do szkoły do Wrocławia, ale po dwóch latach przerwała naukę i pracowała jako telefonistka u boku mamy. Mama musiala nosić do pracy granatowy fartuch z bialym kołnierzykiem. Ja już nosiłam bluzkę ze spódnicą, ale biały kołnierzyk był obowiązkowy. Po przejściu mamy na emeryturę, przejęłam jej obowiązki. Pracowałam wtedy w GS w Zagrodnie, namówiono mnie na pracę na poczcie i tam spędziłam 10 lat – do 2003 r. Nie skończyłam szkoły pocztowej. Po mnie naczelnikiem była Katarzyna Kalinowska, z d. Sawarzyńska.

Pamiętam, że na dole wszystkie podłogi były drewniane, tylko w korytarzu były płytki. Wyposażenie poczty było jeszcze poniemieckie. Była poczekalnia, główna sala z ladą i okienkiem, pomieszczenie dla listonoszy, budka telefoniczna – rozmównica i centrala telefoniczna. Rozmowy łączono przez Złotoryję. We wsi było tylko kilka aparatów telefonicznych. Najczęściej łączono z Urzędem Gminy i SKR w Modlikowicach. Informowano o godzinie planowanej rozmowy. Na poczcie, gdy coś niepokojącego się działo w kraju, pełniono dyżury nocne. Pracownik poczty podawał także stan wody na Skorze przez radiostację. Odczytywal go ze skrzynki na moście. Zarobki na poczcie były zawsze bardzo małe. Mama narzekała, że nie starcza na wszystko. Mieliśmy dodatkowo pole, kury i świnie, dla których parowaliśmy, będąc jeszcze dziećmi, ziemniaki.

Na zewnątrz był skrzynka na listy. Na poczcie można było odebrać paczki powyżej 20 kg. Nie było sytuacji, że paczki nie dochodziły. Lżejsze roznosili listonosze. Czasem szły trochę dłużej. Paczki przywoził i zabierał samochód ze Złotoryi. Jako listonosze pracowali:Teresa Chmielowska z Olszanicy, Krystyna Windysz, Grażyna Gębka, Henryk Kotylak i Józef Frydryk z Zagrodna, Tadeusz Chudy z Modlikowic, Anna Kowcz,Barbara (?). Można było wysłać i odebrać przekazy pieniężne. Listonosze nie przekazywali emerytur, te odbierano na poczcie. Nie było „sklepu” na poczcie, tak jak teraz. Były znaczki do kupienia, można było wykupić prenumeratę i nadać telegram. Klient podawal pisemnie treść telegramu, a my dyktowałyśmy ją paniom w Złotoryi. Na każdą okazję były odpowiednie blankiety. Telegramy roznosili listonosze. Wszystkie płatności przeliczano na liczydłach, a listy ważono na starej wadze. Potem był taka maszynka do liczenia z papierowym wydrukiem. Około 2010 r. zlikwidowano naszą pocztę. Wcześniej przeniesiono centralę telefoniczną do Złotoryi, chyba na ul. Hożą. Po zamknięciu poczty budynek był opuszczony i zaniedbany, nie wiem, co się stało ze sprzętem. Poczta Polska sprzedała budynek prywatnej osobie.”

Rozmawiałam także z następczynią pani Jadwigi – panią Katarzyną: „Pracę na poczcie zaczęłam w 2000 r., a w 2002 r. wygrałam przetarg na mieszkanie nad pocztą w Zagrodnie i podjęłam pracę na stanowisku naczelnika. Nie było jeszcze komputerów, aparaty telefoniczne były z tarczą. Wszystko robiło się ręcznie. Jeszcze były telegramy. Ich treść podawałam telefonicznie, początkowo do Jawora, potem do Legnicy. Wysyłano stosunkowo dużo paczek, zawsze starannie zapakowanych. Można było zrobić zakupy, np. kupić pościel. Nawet dostałam nagrodę za sprzedaż pościeli flanelowej.

Cały czas prowadzona była prenumerata, najwięcej zamawiono gazet codziennych i tygodnika „Przyjaciółka”. Tym zajmowały się trzy listonoszki. Bardzo dobrze nam się współpracowało. Panie znały wszystkich mieszkańców. W Brochocinie i w Olszanicy były za moich czasów agencje pocztowe, które ja rozliczałam. Potem zamknięto punkt oddawczy – służbę doręczeń w Pielgrzymce (tam został punkt nadawczy) i ja przejęłam trzech listonoszy stamtąd (Paweł Kalinowski, Maria Zatwardnicka i Anna Szpak). Dostałam wtedy 7/8 etatu „na okienko” – dodatkową osobę do pracy. Pocztę w Zagrodnie zlikwidowano ok. 2012 r. Otrzymałam propozycję założenia agencji pocztowej, którą prowadzę od 12 lat, podlegam pod Złotoryję i rozliczam się z nimi codziennie.”
Udało mi się wyszperać kilka ciekawostek o dawnej poczcie w Zagrodnie i Nowej Wsi Grodziskiej. Obie są wymienione w „Katalogu instytucji pocztowych w Niemczech”, wydanym w styczniu 1899 r. w Wiedniu przez Ministerstwo Handlu, Biuro ds. Poczty. Publikacja ta zawiera wykaz opłat za przesyłki z Austrii do Niemiec w 6 strefach taryfowych. Obie miejscowości znajdowały się w strefie IV i podlegały pod Legnicę. Liczono odległość w milach, ciężar paczki, wartość i doliczano prowizję.
W sierpniu 1940 r. ukazała się „Urzędowa książka telefoniczna na obszar byłej dyrekcji głównej poczty w Legnicy”. Rozmowy z Zagrodna do Złotoryi, Nowej Wsi i Proboszczowa łączono przez Złotoryje, pozostałe przez Chojnów. W tym czasie w Zagrodnie odnotowano 41 posiadaczy telefonów. Dodatkowo w tym spisie są wlaściciele aparatów z Modlikowic, Uniejowic i Olszanicy, w liczbie 48. Ciekawe jest to, że telefon mieli u siebie nie tylko wlaściciele pałaców, urząd gminy, parafie, policja, zakłady rzemieślnicze, młyny, apteki, sklepy, restauracje,sołtysi, ale także rolnicy. W spisie numerów z Nowej Wsi Grodziskiej ujęto ponad 90 właścicieli aparatów telefonicznych z Wojcieszyna, Sędzimirowa, Grodźca i Pielgrzymki. Przekrój spoleczny podobny jak przy Zagrodnie, doszły tylko telefony na stacjach kolejowych, do lekarza i kamieniołomu w Pielgrzymce oraz hotelu w Grodźcu. Numery telefoniczne były trzycyfrowe, np. na nr 213 można było zadzwonić do Herberta von Dirksena, a nr 352 miał doktor Thum – lekarz.
W budynku byłej poczty powstała na parterze „Karczma Pocztowa” – lokal gastronomiczny, o którym wkrótce napiszemy.
Wioleta Michalczyk
Zdj. archiwum rodzinne mieszkańców