Na wysokim, prawym  brzegu Skory, w Uniejowicach Środkowych, stał pałac (Schloss Mittel- Leisersdorf) – rozebrany w 1969 roku. Brak jest materiałów ikonograficznych dotyczących pałacu, więc nie sposób ustalić jego wyglądu i czasu  powstania. Dzisiaj nie ma po nim śladu. Pozostałością założenia pałacowo-parkowego są fragmenty  rozległego parku krajobrazowego z  końca XIX wieku.

Jak podają autorzy „Katalogu zabytkowych parków i ogrodów województwa legnickiego” z  1997 roku: „Pałac był posadowiony na płaskowyżu schodzącym skromą skarpą na południe ku rzece Skorej. Park naturalistyczny zostal ściśle powiązany z nadrzecznym krajobrazem. Składa się z dwóch części: skarpy terenowej, zaadaptowanej na cele rekreacyjno-widokowe i  właściwego parku. Obie te części są rozdzielone drogą gospodarczą, prowadzącą na południe na majdan. Wąski pas terenu po południowej stronie pałacu zaadaptowano na taras widokowy, wzmocniony od strony rzeki murem oporowym. Granicę parku stanowił ogród gospodarczy, zamknięty po południowej stronie aleją kasztanowo-lipową. Nadrzeczny drzewostan został wzbogacony o lipy, klony, buki purpurowe, dęby czerwone, a na początku XX w. wprowadzono drzewa iglaste ( sosny, świerki, jedlice Douglas, choina kanadyjska). Powstała altana grabowa, mieszcząca wewnątrz pomnik z łacińską sentencją. Południową granice zamknięto szpalerem głogów.”

Udało mi się porozmawiaćz osobami, które pamiętają pałac w Uniejowicach sprzed jego  rozbiórki. W   popałacowych zabudowaniach gospodarczych z 1878 roku działa gospodarstwo rolne. Zostały  one starannie odremontowane, a na jednym  z budynków widnieje dobrze zachowany herb.

Pani Grażyna mieszkała do 2010 r. w domu należącym do zespołu pałacowego (prawdopodobnie dom zarządcy), który stał bezpośrednio nad  skarpą nad rzeką. W tymże roku – 27 września o godz. 15.00 skarpa osunęła się, co było  ogromnym przeżyciem dla mieszkańców domu, ponieważ nagle przed ich oczami pojawiły się, za oknami od strony rzeki,  drzewa rosnące z przodu. Wskutek osuwiska dom popękał i przeznaczono go do rozbiórki, podobnie jak rozebrano stojący  obok dom (przypuszczalnie przeznaczony dla służby), polączony przejściem z parteru z pałacem. W nim mieszkała pani Marianna – moja druga rozmówczyni. Tam mieszkali także pracownicy sezonowi, przyjeżdżający do funkcjonującego w  zabudowaniach gospodarczych PGR -u. Mama pani Grażyny przyjechała do Uniejowic w 1955 r., a  ona sama pamięta, jeszcze z dzieciństwa, wygląd pałacu: „Do środka prowadziło wejście w formie małego ganku, biuro ( z pięknym kaflowym piecem)  było po lewej stronie, duża świetlica po prawej. W świetlicy odbywały się potańcówki, przyjeżdżało kino i były półkolonie. Przed drzwi wahadłowe dochodziło się do  schodów na górę, a przez drugie – do łącznika z  budynkiem obok. Na górze – na prawo, mieszkał dyrektor PGR, na lewo były jeszcze dwa mieszkania, a na wprost schodów było wejście na strych. Schody były drewniane z pięknymi balustradami, a na podłogach był parkiet.

W parku był pomnik, który przenieśli w pobliże kolonii do Radziechowa. Stał kamienny stół, piaskowcowe ławeczki. Od pałacu można było przejść do parku po kamiennym mostku. Przed pałacem stał też pomnik, a budynek odgradzały betonowe słupki z łańcuchami. Te zostały postawione wokół krzyża. Z przodu rósł żywopłot. Tam było więcej kamiennych ozdób, teraz zostały tylko dwie z nich. Z  tyłu pałacu od strony rzeki był wąski, kamienny taras z żelazną balustradą. Roztaczał się z niego piękny widok, podobnie jak z okien naszego domu. Pewnego razu spadł z niego Kajtek – wnuk dyrektora PGR. W  części parkowej była aleja kasztanowa, lipowa, a pośrodku grupy grabów stał pomnik z napisami. Do tej pory jest dużo zabytkowych drzew. Był także ogród, drzewa owocowe i ule. Teraz na tym miejscu są bloki i  dawny budynek przedszkola, które wybudowano przed rozebraniem pałacu. Pamiętam, jak go rozbierali: wiązali liny, bo nie mogli go ruszyć, takie były mocne mury. Był pęknięty, ale nikomu nie lało się na głowę.  Za czasów PGR na jednej z lip był dzwon i zegar. Obok pałacu była wąska ścieżka, którą jeździł, bryczką zaprzęgniętą w białego konia, dyrektor. Czasem nas nią woził. Biegaliśmy jako dzieci wokół pałacu i zabudowań gospodarczych. Jak nas na tym przyłapali, to zamykali za karę każdego w  osobnej piwnicy w pałacu. Stąd wiem, że piwnice były jednopiętrowe, są one do dzisiaj. W parku zostały kilkumetrowe, kamienne mury  wzmacniające skarpę.”

Pan Edward – mąż pani Marianny również pamięta pałac z czasów, gdy była tam siedziba PGR: „Po jednej i drugiej stronie dużych drzwi  były dwa filary, na górze coś w rodzaju balkonu z oknami po obu stronach.Poniżej był herb z dwoma snopami zboża nad nim. Podobno właścicielem pałacu był jeden z  dwóch braci, a drugi urzędował w Zagrodnie. * Pałac był  w pięknym stanie. W każdym pokoju stał piec kaflowy,  a w łazience żelazny  ze zbiornikiem na wodę. Najpierw w pałacu stacjonowali  Rosjanie, potem założono PGR, którego  kierownikiem był Sapienko, po nim kolejno: Szklarz i Błażowski. Za Szklarza pracowałem jako traktorzysta. Drogi w gospodarstwie były brukowane, stała waga z dużym  gołębnikiem na dachu. Pamiętam jeszcze sad owocowy przy pałacu i ogromną pasiekę – jeszcze poniemieckie. Za Rosjan była w parku huśtawka i karuzela”.

Pani Marianna przypomina sobie, że „Na ścianach piwnic były kafelki. Była tam też spiżarnia z  hakami i lodownia. Na dole było jeszcze jedno mieszkanie – oprócz biura i świetlicy. Jak się weszło do środka pałacu, to były jeszcze jedne – szklane drzwi. Bocznym wejściem wchodziło się do piwnicy i pralni. Po lewej stronie od wyjścia z pałacu była wędzarnia. Na górze było 3 duże pokoje z wielką kuchnią. Pokoje były pięknie umeblowane starymi meblami, łączonymi ze skórą. Nie wiem, czy pochodziły z pałacu. Tam mieszkali Urszula i Andrzej Błażowscy – bardzo mądrzy ludzie – podobno pochodzili ze szlachty z Jazłowca. Myślę, że gdyby pałac dało się uratować, to oni by się o to starali. My z mężem dostaliśmy dzięki nim mieszkanie w tym domu, gdzie potem osunęła się skarpa.”

Siostra Pani Marianny – pani Ewa dopełnia  ich wypowiedzi wspomnieniami o  spotkaniach mieszkańcóww świetlicy – przy pierwszym we wsi telewizorze. Pamięta sztukaterie na sufitach pałacowych. W parku rosły niespotykane drzewa.  

Miałam okazję obejrzeć teren byłego pałacu i park w towarzystwie pani Grażyny. Byłoby to piękne miejsce spacerów i spotkań mieszkańców. Są nadal widoczne ścieżki. Z górnej części parku roztacza się wspaniały widok na rzekę i wieś. Można sobie wyobrazić, jak było tu w czasach, gdy jeszcze istnial pałac…

Wioleta Michalczyk

*W roku 1899 Emma Henckel –  wdowa – sprzedała majątek w Uniejowicach Wilhelmowi von Dirksen, który na posiadanych przez siebie ziemiach ustanowił majorat z siedzibą główną w Grodźcu. Do majoratu tego należały także dobra uniejowickie. Po jego śmierci, około lat 30. XX w. posiadłość odziedziczył Herbert von Dirksen, który zarządzał nią do czasów II wojny światowej.

Zdjęcie tytułowe: Osuwisko przy domu pani Grażyny – fotografia Piotr Kanikowski.